Sam fakt ze dotarlem do Iguazu jest szczegolny na paru poziomach. Po pierwsze w ogole tego nie planowalem - w koncu mialem dotrzec do San Pedro de Atacama i zaczac wracac na polnoc, ale w miedzy czasie urodzila sie Salta i obylem setki rozmow pod tytulem ¨Jesli masz czas to na co jesczez czekasz, wiedzaj ile wlezie¨ co sprawilo ze coraz odwazniej zaczal zapuszczac sie myslami na wschod. Po drugie pamietam jak ogladalem zdjecia mojego brata z jego wyprawy i nie moglem uwierzyc jak niesamowicie wyglada to miejsce ... no i sklamalbym gdybym nie przyznal ze byl tez element typu ¨Krzysiu byl to co ja nie bede!?¨... ale to byl maly element ;))) Wiec koniec koncow wsiadlem w ten 23 godzinny autobus do Puerto Iguazu z kupiona ksiazka Connelly'ego (Lincoln Lawyer - polecam przeczytalem cala zanim jeszcze w ogole dotarlismy na miejsce) i masa slodyczy, ktore wypelnialy moja torbe. Z podroza bylo jak z diablem nie taka straszna jak ja maluja. Poczytalem, spogladalem co chwile na jeden z durniejszych filmow jakie dane mi bylo widziec w ostatnim czasie - ¨Knowing¨ z Cage'm (tak sie zastanawiam sie co sie stalo z aktorem ktory gral w ¨Zostawic Las Vegas¨, smutne) - poobrzerazlem sie i troche pospalem. Na miejscu czekala mnie niespodzianka bo Katrien zadbala zebym wiedzial gdzie ona, Magali i Dean nocuja wiec byl pan ktorego sie zupelnie nie spodziewalem z karteczka ¨Marek Wrobel¨ - lans;). Hostel Peter Pan calkiem przyjemny i po przystepnej cenie (35 pesos). I choc taki pewny siebie bylem ze podroz mi nie straszna, po rozlozeniu reczy i szybkim prysznicu padlem na nastepne 5 godzin.
Ale dobrze bo dzieki temu nastepnego dnia bylem w pewni sil na zwiedzanie wodospadow. Pojechalismy wieksza ekipa co mnie bardzo cieszylo - ja, Katrien, Magalia, Alice i Dean - czyli 5 narodowosci:). Wodospady... no coz co tu duzo mowic - niesamowite! Robia niesamowite wrazenie i napstrykalem chyba setki zdjec ... ale to jest moj problem wszedzie;). Ludzi z ktorymi bylem nie znalem wczesniej poza Katrien ale okazali sie mega-pozytywni i na prawde przez chwile nawet myslalem zeby jednak wybrac sie z nimi do Sao Paulo. Jednak najciekawszym puntkem dnia byla wyprawa lodka pod wodospady - niestety przeplacilismy wybierajac drozsza opcje z jungle-trip ale okazalo sie ze to pic na wode fotomontaz, no ale nic nie jest idealne. W kazdym badz razie przejazdzka byla... super - tak po prostu. Widzialem DVD Krzysia wiec w sumie myslalem ze wiem czego sie spodziewac ale gdzie tam! W rzeczywistosci wszytsko wyglada jeszcze lepiej. Problem ze wychodzi sie z lodki totalnie przemoczonym! Dobrze ze ja pozyczylem przeciwdeszczowe poncho od Katrien w ktorym moglaby sie zmiescic cala rodzina i wyszedlem w sumie bez szwanku z calej przeprawy ale Dean... coz on byl zupelnie przemoczony. Do tego ja w akcie protestu na dossc chlodny klimat ktory mi towarzyszyl dotychczas postanowilem isc na wodospady w sandalach i jak na poczatku bylem zly na siebie po tak cieplo to nie bylo to pozniej wlasnie cieszylem sie z nich jak dziecko bo przynamneij moje Trimbelandy - a co se bede zalowal, pochwale sie marka;) - bezpiecznie spoczywaly u mnie w pokoju. Ogolnie trudno cos wiecej dodac bo wodospady mimo ze na zywo robia niesamowite wrazenie to tak bardzo sie od siebie nie roznia ale wiecej zobaczycie na zdjeciach jak juz je zaladuje!
Dzien zakonczyl sie tez bardzo milym akcentem bo byly to urodziny Dean'a wiec swietowalismy przy grillu, piwie i wienie z calym hostelem, siedzac do poznej nocy. Nastepnego dnia odczuwalem troche ta czesc z ¨piwie i wienie¨ ale grunt to dobra zabawa - szczegolnie ze ja w czasie podrozy prawie nigdzie nie wychodze po zal mi pieniedzy i czasu wiec fajnie bylo sie odstresowac w gronie znajomych przed ostatecznym pozagnaniem gdy kazdy pojdzie w swoja strone.