Pomyslcie co sie rymuje z 'Piurze' i wyobrazcie sobie skale mojego szczescia ;) no ale bywa i tak. Po 14 fascynujacych godzinach w autobsie dotarlem do Piury majac nadzieje ze zaraz bede juz na pokladzie kolejnego autobusu tym razem na nastepne 8 godzin w czasie ktorych po ponad 2 miesiach opuszcze Peru i wkrocze na ekwadorskie ziemie. Jednak jak mawia moje ulubione przyslowie - nadzieja matka glupich, ale bardzo kocha swoje dzieci;) Wiec okazalo sie ze z paru minut ktore spodziewalem sie czekac na autobus zrobilo sie 12 godzin.
O ironio specjalnie wybralem dluzsza i minimalnie drozsza droge przez wybrzeze by uniknac ... utkniecia na pare godzin w Pedro Ruzi z powodu remontu drogi - a tu w Peru kiedy nawet lataja mala dziure przy poboczu zamykaja cala droge! - ale widac tak juz mialo byc. Nie narzekam bo w koncu mialem 2 swietne dni i teraz potrzeba troche trudnosc dla rownowagi. Przynajmniej powlocze sie troche po necie - jakby juz nie robil tego za czesto;) - w Piurze sa jakies muzea do ktorych zagladne i co ... tyle. Nudny ten wpis ale wiecie trzeba czyms zapelnic czas!