Ladowanie w Cuzco i od razu zimny prysznic. No moze nie dokladnie prysznic ale jak tylko wyszedlem z usmiechem na twarzy w mojej bluzie z samolotu... jak tylko pierwszy powiew wiatru otarl sie o moja twarz z trudem powstrzymalem moje zeby od rodosnego szczekania! W tej jednej chwili mit o wiecznie cieplej Ameryce Poludniowej, w ktorego hodowli tak bardzo pomagal tropikalny klimat Cali, umarl dosc szybko. W sumie Talita - praktykantka z Brazylii - zawsze smiala sie ze mnie i z Judith ze caly czas mowilismy jak to cieplo nie bedzie w w czasie naszej podrozy po Ameryce Poludniowej nie zwazajac ze jedziemy tam w srodek zimy. Wiec miala racje. Wiec trzeba bylo poszperac w plecaku w poszukiwaniu czapki i szybko znalezc jakas kawiarnie gdzie moglbym napic sie czegos cieplego. Kiedy juz siedzialem przy herbatce to zaczalem zastanawiac sie jak sie dostac do miasto pod adres mojego gospodarza z Couchsurfing. Postanowilem zagadac z ludzmi z kawiarni i zapytac sie o koszt taksowki - cos czego nauczylem sie juz w Kolumbii, zeby zawsze znac przyblizony koszt taksowki zanim nawet pomysli sie by do jakiejs wsiasc - i dowiedzialem sie ze to dosc daleko ale taksowka powinna byc po 5-6 soli maksymalnie. Wiec zabralem sie z placakiem na zewnatrzi podchodze do grupy taksowkarzy i pytam sie ile. Odpowiedz powalila mnie na ziemie 25 soli! Nie wiedzialem czy sie smiac czy plakac ... znaczy oczywscie tylko rozesmialem i powiedzialem ze wiem ze nie powinno byc wiecej niz 6. Kierowca powiedzial ze mam wyjsc z terenu lotniska bo tu takie ceny nie dostane i widac ze chcial bym poszedl szybko zeby jesczez inni turysci nie uslyszeli ile powinno sie placic. W sumie niecierpie tej przebitki i tej calej otoczki zwiazanej z targowaniem sie ale tym razem popatrzylem na taksowkarzy troche przychylniejszym okiem i na ta przebitke bo oni musze placic sporo by w ogole wjechac na lotnisko. Koniec koncow zaplacilem 8 bo juz klocic mi sie nie chcialo - zdolnosci do targowania nie odziedzilem po mamie, a szkoda bo w Ameryce Poludniowej to podstawa;)
W kazdym badz razie po krotkim bladzeniu w poszukiwaniu domu mojego gospodarza znalazlem odpowiednie drzwi i zadzownilem. Otworzyla mi dziewczyna, ktora takze zostala w tym samym mieszkaniu, bo William jest osoba ktora przyjmuje w swe progi kogo popadnie majac na nadzieje ze ludzie skorzystaja z jego uslug jako przewodnika turystycznego albo dorzuca sie do rachunkow - niezbyt w duchu CS ale ma swoje dobre strony. Po pierwsze ludzie poznalem ich troche bo 5 bylo w tym domu oprocz mnie. Dziewczyna okazala sie ... Boze nawet teraz nie pamietam jej imienia, ale tez nikt nie potrafil go zapamietac... w kazdym badz razie byla Ukrainka mieszkajaca na Portoryko. Troche zakrecona, bardzo uduchowiona i w czasie sniadania na ktore zabrala mnie na pobliski mercado opowiadala jak to wazne jest dla niej przezywanie chwil i odkrywanie nowych istnien ludzkich i miejsca nie sa dla niej wazne bo to tylko obudowa rzeczywistosci;) Troche smiesznie ale tez sympatycznie sie z nia gadalo. Poza nia bylo jeszcze rodzenstwo ze Szwajcarii ktore przemierzalo Ameryke Poludniona na rowerach... w sumie oni byli pierwsi ktorzy by podrozowali w ten sposob ale teraz jak spotykam takich podroznikow to jedyne co moge im powiedziec to RESPECT! Okazalo sie ze maja podobne poczucie humoru do mnie wiec dosc ¨dry¨ wiec zrozumielismy sie bez problemu- pod koniec wyjazdu stwierdzilismy ze jestesmy rodzenstwem, ale to wyniklo z sytuacji gdy oni musieli pozyzczyc ode mnie pieniadze;) Poza tym byla jescze zpara Francuzow ale oni jacys tacy cisi. Najwiekszym problem byl brak wody ale ze spotkalem takich fajnych ludzi postanowilem zostac.
Ogolnie ludzie to byl ten element ktory sprawil ze Cuzco tak bardzo mi sie podobalo. Zorganizowalismy 2 spotkania CouchSurfing gdzie poznalem jeszcze innych - Jen z Tajwanu, z ktora wybralem sie na Machu Picchu 2 dni pozniej, Nancy z Anglii, Alice z Argentyny, Sharon z Kanady, Laura ze Stanow, Will z Peru, Malik z Francji i pare innych osob,ktore jednak nie zapadly mi w pamieci. Wiec mielismy radosna gromadke i 2 dni gdy zostalem w Cuzco mielismy wyjscia do restauracji z procentowym zakonczeniem wieczoru. I ciesze sie bardzo z tego bo poza tym Cuzco jest troche meczace. MASA turystow szczegolnie ze byl Inti Raymi - czyli festiwal Slonca, najwiekszy w Peru - byl nastepnego dnia po moim przyjezdzie. W sumie jest pare muzeoz ale wsyztskie masakrycznie drogie i po wizycie w jednym - Inca Museum - przekonalem sie ze w ogole niewarte tych pieniedzy. Ogolnie moja wizyta w Cuzco to byl szczyt nieorganizowania sie i decyzji podyktowanych nieprzemyslana checia oszczedzania. Po pierwsze czekajac 2 godizny na Inti Raymi stwierdzilem ze za duzo tu turystow i poszedlem sobie stamtad tracac cale widowisko, ktore ze slyszenia okazalo sie warte calego zamieszania. Po drugie nie chcialem wydawac kasy na bilet turystyczny ktory kosztowal ponad 20 dolarow chociaz wiedzialem ze chcac odwidzic ruiny w okolicy Cusco musze go kupic tk czy siak i zamiast kupic go od razu czekalem do ostaniej chwili i tym samym sam sobie ograniczalem mozliwosci do jego wykorzystania - a wazny jest przez 10 dni i na 16 miejsc! - ale ta glupote tlumacze sobie poczatkiem podrozy i jeszcze obecnym zakreceniem.
Ale zapominajac o moim niezorganizowaniu i tym ze Cusco jest zdecydowanie zbyt turystyczne to spedzilem tam na prawde sympatyczne 2 dni z naciskiem na wieczory! Z wiekszoscia ludzi mam nadal kontakt czy to przez facebook czy CS. I juz pomijajac ze z Jen zwiedzalem Machu Picchu co pozwolilo mi uniknac samotnego wloczenia sie po ruinach to u Sharoon pewnie zanocuje kiedy bede w Arequipie poniewaz jest ona tam na praktyce i to samo w Limie u Willa, ale przynajmniej spotkam sie tam z nimi!