Geoblog.pl    sparrow    Podróże    Voyage to the New World!    Wandering in Sacred Valley *
Zwiń mapę
2009
25
cze

Wandering in Sacred Valley *

 
Peru
Peru, Ollantaytambo
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 1987 km
 
Po dwoch dniach w Cuzco chcialem pozwiedzac ruiny inkaskie przed jako wstep przed odwiedzeniem Machu Picchu bo slyszalem ze po tym miejscu zadne ruiny juz nie robia wrazenia. Niestety moje plany byly zagrozone bo dzien wczesniej okazalo sie ze byly prostesty ktore zablokowaly pociag do Aguas Calientes ktore jest tez znane jako Machu Picchu Village - tak zeby rozjasnic dlaczego bylo to dla mnie wazne;) - i byl to pierwszy z wielu prostestow ktore utrudnily mi zycie w Peru bo okazalo sie ze dla Peruwianczykow dzien bez protestow to dzien stracony;) W kazdym badz razie z rana na miasto z lekkim bolem glowy bo bardzo udanym wypadzie z CS dnia poprzedniego wybralem sie na poszukiwanie informacji. Cale szczescie zostalem zapewnione ze wszystko bedzie ok wiec po sniadaniu w mercado - taki nasz plac hadlowy - kupilem nieszczesny bilet turystyczny, spakowalem sie, pozeganlem sie z wszystkimi lacznie z gospodarzem, ktorego widzialem moze raz w ciagu 3 dni, zostawilem plecak zeby go nie taszczyc caly czas i wybralem sie na autobus. Bez wiekszych problemow dojechalem na terminal... ale problemem okazalo sie to ze to nie ¨ten¨ terminal. W Ameryce poludniowej w wielu miejscach maja ten irytujacy zwyczaj ze w zaleznosci od kierunku w jakim zmierzasz musisz sie wybrac w inne miejsce i nie oznacza to ze jest to jakis oficjalny przystanek dla autobusow bo czasem to tylko rog ulic. Tak wiec trzeba bylo sie przemiescic szybko w inne miejsce bo bylo juz dosc pozno.

Na pierwszy ogien poszedl Pisac, ktory jest najwiekszym powierzchniowo kompleksem ruin po Machu Picchu, a przynajmniej tak mi sie wydaje. W kazdym badz razie po tym jak zbijalem cen taksowki maksymalnie jak sie dalo gdyz nie bylo ludzi by pojechac w taxi compartido - czyli w pare osob - na szczyt pobliskiej gory poniewaz Pisac zajmuje cale jej zbocze. Juz po drodze kompleks robi wrazenie poniewaz ogromne tarasy uzywane przez Inkow do uprawiania roli zaczynaja sie prawie u szczytu i koncza sie u podnozy gory - cos niesamowitego. Fajnie ze taksowkarz okazal sie calkiem spoko i jeszcze wprowadzil mnie troche w hisotrie ruin i podal pare informacji wiec przynmaniej nie czulem sie jak calkowity ignorant. Pozniej jako ze oczywscie nie mialem przewodnika ani towarzystwa wloczylem sie troche po calym kompleksie i poczulem sie troche... hmmm jak to okreslic by nie zabrzmiec zbyt dramatycznie... opuszczony. Bo nawet majac to niesamowite miejsce wokol siebie jakos tak brakowalo mi kogos zeby podzielic sie swoimi odczuciami, szczegolnie majac na uwadze to ile gadam - wszyscy mi to mowia wiec ukrywac tego faktu nie trzeba;). Jednak pozniej pomyslalem ¨Wez sie w garsc na milosc boska! Rozgladnij sie! Popatrz gdzie jestes a nie szukaj dziury w calym!¨. Na dodatek spotkal mnie pozytywny akcent w postaci grupy Polakow ktora zwiedzala ruiny w tym samym czasie. Kiedys nawet nie myslalem ze moge sie TAK ucieszyc tylko z mozliwosci sluchania swojego jezyka - jasne slysze go kiedy rozmawiam z ludzmi przez kamerke ale jednak to nie to samo, a w Kolumbii zdarzylo sie tlyko 3 razy i tylko jeden jedyny raz chodzi lo o dluzsza i normalna konwersacje. Na poczatku w sumie nie chcialem sie narzucac, ale koniec koncow nie moglem sobie odmowic przyjemnosci powiedzenia ¨przepraszam¨czy przechodzilem wokol nich a grupa byla dosc duza i sie wydalo zem Polak;) Ludzie okazali sie PRZESYMPATYCZNI ze nawet zwatpilem ze Polak Polakowi wrogiem! Byly zdjecia, byly rozmowy i ogolnie bylo bardzo pozytywnie tak pogadac o wszystkim i o niczym w swoim wlasnym jezyku i mysle ze oni pewnie nie zdawali sobie sprawy jak wiele radosci mi to sprawialo. Jednak i tak najwieksze zaskoczenie tego dnia i jedno z wikeszych calej podrozy nadeszlo pozniej gdy okazalo sie ze przewodnikiem calej wycieczki jest... Beata Pawlikowska! Po tym jak sie zostalem przedstawiony i zaproszony do dolaczenia do grupy nie moglem przestac sie usmiechac i uwierzyc w moje szczescie ale takze zbieg okolicznosci! I pomyslec ze jeszcze pare minut temu bylem troche przybity! Moglem z nimi nawet wrocic autobusem do Pisac co oszczedzilo mi wydatku na Pisac i pozwolilo jesczez troche pocieszyc sie ich towarzystwem. Jednak z Pisac po tym jak wzialem autograf od pani Beaty szybko wybralem sie do Ollantaytambo by odwiedzic te ruiny jesczez przed pociagiem ktory mialem o 18.30.

Ollantaytambo jest moze mniejszym kompleksem ale lepiej zachowanym. Duzo wspinania sie po schodach co zawsze sprawia ze czlowiek zadziwia sie ze tak wielkie imperium jak inkaskie ma swoje korzenie w tak nieprzyjaznym terenie! Niestety tym razem nie spotkalem nikogo kto tak jak wczesniej pani Beata mogl wprowadzic w historie tego kompleksu wiec dosc dlugo blakalem sie z jednego miejsca na drugie - jak sie okazalo omijajac pewne wazne miejsca, ale nie da sie tego uniknac zwiedzajac samemu bez przewodnika. Pozniej wybralem sie zjesc cos - po drodze znowu natrafiajac na ta sama grupe Polakow - i wybralem sie na pociag.

Jest to zdecydowanie najdrozszy pociag jakim mialem - przez cene watpliwa - przyjemnosc jechac. W dwie strony 60 dolarow a podroz trwa troche ponad 2 godziny - dramat! W pociagu nagle zdalem sobie sprawe ze nie mam zarerwowanego hostelu, nie mam biletu na MP ani nie mam biletu na autobus czyli sumujac - nie mam NIC! Troche sie zaczalem denerwowac i wiercic i juz mialem przed oczami jak musze isc do drogiego hostelu bo w sumie jak szukalem nawet rezerwacji pare dni wczesiej wszystkie najtansze hotele byly juz zajete. Wiec nie myslac wiele wybieglem pierwszy z pociagu gdy dotarl juz na stacje i pobieglem najpierw kupic bilet wstepu na ruiny bo biuro otwarte do 21. Udalo sie bez problemow wiec zaczalem szukac hostelu i ponownie bez zadnego problemu znalazlem hostel o nazwie Number One gdzie prywatny pokoj z lazienka kosztowal 18 soli co ja zbilem do 15 (choc nie wiedzialem ze mi sie udalo do moenetu placenia gdy sie okazalo ze poszli na moja oferte;)) wiec pierwsza klasa. Po prysznicu i krotkim relaskie poszedlem na stacje zobaczyc czy uda mi sie spotkac Jen ktora przyjezdzala ostatnim pociagiem i udalo sie. Po tym jak uslyszala ile place za pokoj stwierdzila ze idzie ze mna bo nawet dodajac oplate za rezerwacje ktora zrobila i tak wyjdzie na tym lepiej. Pozniej juz tylko relaks w restauracji, gdzie dostalismy piwa od pary siedzacej obok:) i mentalne przygotowania na spotkanie z cudem dnia nastepnego;)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (10)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
sparrow
Marek Wrobel
zwiedził 5% świata (10 państw)
Zasoby: 59 wpisów59 6 komentarzy6 308 zdjęć308 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
22.06.2009 - 09.12.2009