Geoblog.pl    sparrow    Podróże    Voyage to the New World!    Twarza w twarz z cudem! *
Zwiń mapę
2009
26
cze

Twarza w twarz z cudem! *

 
Peru
Peru, Machu Picchu
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 2014 km
 
W sumie tu nie ma co duzo pisac, bo miejsce jest NIE-SA-MO-WI-TE... ale pewnie znajac mnie ja znowu napisze epopeje bo nie umiem pisac krotkich wpisow;) W sumie slyszalem pare opini ze przez ogromna liczbe turystow duzo traci i pewnie jest w tym wiele prawdy bo po 11 zaczyna sie prawdziwe oblezenie i tez ma sie ta swiadomosc ze przyslowiowy kazdy kto podrozuje po Ameryce Poludniowej byl lub planuje byc w Machu Picchu. Jednak dla mnie wszystko powyzsze i pewnie wiele innych argumentow ktore mozna wyciegnac na niekorzyc tego miejsca wcale sie nie licza bo dla mnie wizyta w tym miejscu byla magiczna.

Wszystko zaczelo sie okolo 4.20 kiedy to stanalem na przystanku czekajac na autobus do Machu Picchu. Dlaczego tak wczesnie? Zeby dostac sie na Wayna Picchu czyli szczyt ktory goruje nad ruinami trzeba byc jedna z 400 pierwszych osob w ruinach bo tylko tyle moze dostac sie dziennie na szczyt i ranek jest jedyna pora kiedy mozna dostac bilet. Najgorsze ze na autobus czeka sie w jednej kolejce a bilet kupuje sie w innej, co majac na uwadze fakt ze nie mialem biletu znacznie utrudnialo sprawe. Jednak dobrze ze byla Jen, ktora miala juz bilet kupiony przez agencje w Cuzco to ona trzymala miejsce w kolejce na autobus a ja czekalem cierpliwie by kupic swoj bilet na 20 minutowa przejazdzke za jedyne 7 dolcow. Oczywscie kasa miala byc otwarta o 5 i o 5.30 mialy przyjechac pierwsze autobusy, ale to nie bylaby Ameryka Poludniowa gdyby wszytsko odbylo sie na czas. Akurat spoznienie autobusu nie bylo problem a wrecz przeciwnie bo kase otwarto z paruminutowym poslizgiem a sprzedaz biletow szla w zolwim tempie. Jednak kiedy juz dostalem bilet wrocilem do kolejki, autobusy pojawily sie momentalnie i szczesliwie zamiast do 2 trafilismy do pierwszego i szybko ruszylismy kreta droga ku ruinom mijajac po drodze smialkow ktorzy wspinali sie juz od srednio 3 w nocy. Nastpnie bieg na orientacje w spowitych mgla ruinach i ustawienie sie w kolejce.

To byl najbardziej zwariowany czas wizyty bo pozniej juz z biletem w rece na 10 rano mielismy ruiny dla siebie. Na poczatku jak napisalem byly one spowite mgla i malo co bylo widac ale wlasnie to tworzylo ta cala aure tejemniczosci szczegolnie ze turystow jeszcez bylo malo. Jednak co najwazniejsze bylo mi dane ogladac tranformacje MAchu Picchu wraz ze zmianami aury wokol. W ciagu 15 minut chmury zaczely sie podnosic... braklo mi slow by opisac to co sie dzieje wokol mnie. Nie wiem co robi wieksze wrazenie gory i las tropikalny wokol ruin z ta gra swiatla i chmur wokol czy ruiny powoli pokazujace caly ich rozmach z gorujacym nad nimi Wayna Picchu czy zderzenie wszytskich tych soczystych kolorow wokol... po prostu wszystko sprawialo ze czlowiek - nawet tak koszmarnie rozgadany czlowiek jak ja - mogl tylko siasc i patrzec ... ewentualnie zlapac sie za glowe nie mogac uwierzyc co widzi wokol siebie - to akurat byla moja reakcja. I w sumie przez nastepne pare godzin tak wlansie to wygladalo ze staralem sie podziwiac te ruiny zagladac we wszytskie miejsca i chociaz nie mialem przewodnika to chcialem ¨poczuc¨ to miejsce.

Szczesliwie kiedy nastepilo najwieksze uderzenie turystow ja wybralem sie akurat na Wyna Picchu i.... bylo ciezko. Podejscie jest bardzo strone wylozone kamiennymi schodami przez ktore jak sie wygladnie to widzi sie nic tylko przepasc. Jeden kawalek zejscia ze szczytu zajal mi chyba z 20 minut bo tak sie balem i stawialem krok za krokiem bo stwierdzilem ze jak sie poslizne to po mnie. Ale zdecydowanie bylo warto juz jak nie dla samego poczucia osiagniecia takiego szczytu to dla widoku na ruiny w dole. Po powrocie na dol musialem troche poczekac na Jen ktora miala wolniejsze tempo ale tez ponownie dzieki temu oszczedzilem sobie bladzenia po ruinach w szczycie turystycznym. Okolo 14 poszlismy w mniej uczeszczane miejsca i wyszlismy na chwile z ruin wypic... najdrozsza cole swiata;) Kiedy wrocilismy przed 16 ruiny juz powoli pustoszaly w swietle zachodzacego slonca co pozwolilo nam zobaczyc kolejna twarz tego miejsca. Wtedy tez po prostu siedlem i patrzylem... Moze zabrzmi to banalnie ale chlonalem to miejsce. Jen musiale wracac bo miala pociag do Ollantaytambo gdzie miala nocowac a ja jako ze pociag mialem nastepnego dnia moglem zostac do samego konca i wrocic jednym z ostatnich autobusow.

W sumie spedzielm na Machu Picchu prawie 12 godzin i nawet chwili sie nie nudzilem! Jasne bylem zmeczony ale wiedzialem ze nie czesto w zyciu bedzie mi dane zobaczyc cos tak spaktakularnego. Po powrocie do Aguas Calientes wzialem dlugi prysznic i wybralem sie poszukac jakiejs restauracji i szczesliwie natrafilem na Kasie i Leszka - dwojke Polakow podrozujacych po Ameryca Poludniowej. Uslyszalem jak rozmawiaja po polsku i byli troche zdezorientowani a ze ja kiedy podrzuje sam jestem dosc nastawiony na poznawanie nowych ludzi i bylem naladowany ta cale energia z Machu Picchu ze czulem ze moge przenosic gory to zagadalem ... i przegadalismy calutki wieczor. To ja dalem ich jakies rady jak najlepiej sie przygotowac do wyprawy na MP a to oni opowiadali o ich przygodach w Peru i Wenezueli! Bardzo sympatyczni ludzie i w sumie co jakis czas nadal jestesmy w kontakcie co mnie bardzo cieszy! Z tego miejsca pozdrowienia dla nich! Po tym wszystkim zasnalem momentalnie bo dzien mialem PRZE-udany!
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (17)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
sparrow
Marek Wrobel
zwiedził 5% świata (10 państw)
Zasoby: 59 wpisów59 6 komentarzy6 308 zdjęć308 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
22.06.2009 - 09.12.2009