Geoblog.pl    sparrow    Podróże    Voyage to the New World!    (bez)sennie *
Zwiń mapę
2009
13
sie

(bez)sennie *

 
Boliwia
Boliwia, Samaipata
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 7291 km
 
Odpoczynek jest przereklamowany... ale po kolei. Jak pisalem po podrozy z piekla rodem z Paragwaju - nawet dzis gdy w terminalu zawolali ¨Paragwaj¨to automatycznie pomyslalem ¨Nigdy wiecej!¨ - znalazlem sie w Santa Cruz i miasto od razu zrobilo na mnie dobre wrazenie bo fajnie zorganizowane - ciekawy uklad ulic... ja to wiem na co zwracac uwage;) - i z genilanym klimatem. Wiec stwierdzilem, ze zostane tu poregenrowac sie jeden dzien by nastepnego juz kontynuowac podroz. Jednak nastepnego dnia gdy o 8 zadzownil budzik nawet nie mialem sily sie podniesc z lozka i pytajac sam siebie retorycznie ¨gdzie ci sie tak spieszy?¨ zostalem w lozku na nastepne 5 godzin. Po tej malej chwili slabosc obiecalem sobie ze nastepnego dnia to juz na pewno zwijam manatki i ruszam dalej, ale dostalem wiadomosc od Magali - francuzki ktora poznalem w Puerto Iguazu - ze przyjezdza do Santa Cruz i postanowilem na nia poczekac. W sumie wszystko brzmi niezle bo relaks tez czlowiekowi potrzebny... ALE.

Juz w czasie drugiego dnia zaczelo mi sie nudzic bo przeciez ile mozna w siebie wpychac przepysznych, ogromnych owocowych salatek za grosze, wloczyc sie po centrum Santa Cruz, ktore mimo ze ladne i zadbane to jednak nie ma w sobie nic specjalnie interesujacego, czy siedziec w kafejkach dzowniac przez Skype'a do kolejnych biedakow, ktorzy sa zmuszeni gadac z ¨relaksujacym sie¨ Wroblem. Do tego okazalo sie ze nie zrozumielismy sie z Magali bo ona zawitala do mnie tylko na 2 godziny i w mgnieniu oka juz wsiadala do autobusu do La Paz wiec w sumie trzeci dzien juz zupelnie wydal mi sie zmarnowany. Zeby nie bylo, ze mialem 3 dniowego lenia to powiem, ze zalatwilem wiekszosc spraw na ktore wczesniej nigdy nie mialem czasu, jak nagranie DVD ze zdjeciami, ktore niedlugo wysle do domu zeby miec kopie zapasowa, oddalem rzeczy do prania, co trzeba bylo do szycia, przeczytalem 2 ksiazki i kupilem 3 nastepne oraz zdobylem nowa baterie do aparatu na moj najblizszy wypad do dzungli by w duchu japonskich turystow uwiecznic wszystko co sie da;) i na dodatek odwiedzilem zoo w Santa Cruz na rozgrzewke przed spotkanami ze zwierzetami twarza w pysk. Wiec troche zrobilem ale na prawde po 3 dniach bylem juz maksymalnie znudzony tym odpoczynkiem bo takie duperele to przeciez nic w porownaniu ze swiadomoscia poznawania nowych miejsc czy ludzi! Do tego te 3 dni wystarczyly do przestawienia sie biologicznego - wczesniej juz przed 8 budzilem sie bez problemow i zasyipalem snem kamiennym po 21 ... a teraz to jak slysze budzik o 8 to ¨drzemka¨, ¨drzemka¨,... godizna pozniej ..., ¨drzemka¨ co tez przeklada sie na to ze pozniej zasnac nie moge i wierce sie w lozku majac coraz wiecej czasu na roznorakie przemyslenia a wszyscy wiemy ze w moim wypadku nic gorszego sie zdarzyc nie moze;)

Wiec po trzech dniach przerabiania po raz kolejny raz lekcji ¨co za duzo to niezdrowo¨ stwierdzilem ze nie ma bata - jade dalej! Juz wczesniej przeczytalem o miejscowosci Samaipata, ktora wedlug Lonely Planet ma byc ¨next big thing¨ a ze glodny bylem wrazen wybralme sie wlasnie tam. Glownym celem byly ruiny El Fuerte majace wplywy kultur pre-inkaskich, Inkow oraz konwistadorow, a poza tym niedaleko znajduje sie podobnoz niesamowity park narodowy z pieknymi wodospadami - czego chciec wiecej!?

Dojechalem bez zbytnich problemow - 3 godziny taksowkow za jedyne 25 bolivianow - i rozlokowalem sie w hostelu by jak najszybciej wybrac sie do ruin. Ale tu zaczely sie schody bo zeby do ruin dojechac trzeba wziasdc taksowke bo 10 kilometrow a ja sam jak palec - niekonczaca sie opowiesc o tym jak problemtczne jest podrozowanie samemu - wiec musialbym zaplacic za cala taksowke 60 bolivianow. Do tego dowiedzialem sie ze wstep na ruiny jest w cenie 5-10 bolivianow... dla Boiliwijczykow, bo dla Extranjeros to juz 50 i to bez zadnych znizek dla studentow bo w koncu po co - turysci sa to pewnie maja pieniedze! Taksowkarze widza ze suma za taksowke nie za bardzo mnie ucieszyla wiec proponuja 40 w jedna strone a wroce piechota i daja mi czas do zastnowienia. Wracam do hostelu pokalkulowac i widze innego turyste i sie pytam czy byl, jak wrazenia, ile zaplacil itp. I w sumie szkoda ze go nie spotkalem po wizycie w ruinach po winny mu jestem podziekowania! Powiedzial, zeby sie niczego spektakularnego nie spodziewal, ze na ruiny wystarczy godzina nie wiecej. Wiec moje oczekiwania - cale szczescie - zaczely pikowac w dol wraz z moja gotowoscia do wydawania pieniedzy - bo jak warto to i owszem, ale nie zawsze jest tak pieknie. Wiec mowie sobie ze spacer dobrze mi zrobi, bo w koncu nie przemczalem sie ostatnio i biore taksowke w jedna strone ktora wyszla mnie 35 po targowaniu sie.

Na miejscu okazalo sie ze osobnik z hostelu mial racje... niestety. Ruiny ogolnie okazaly sie rozczarowaniem. Naturalnie sa poloze w pieknym miejscu i skala na ktorej znajdowala sie religijna czesc kompleksu goruje nad okolica i reszta kompleksu - cos w stylu El Peñol kolo Medellin tylko w troche mniejszej skali. Niestety wlasnie ta czesc jest prawie calkowicie niedostepna i mozna na nia rzucic okiem z dwoch punktow widokowych ale niestety niewiele to daje poniewaz wartosc tego miejsca okreslaja misterne plaskorzezby i wzory wykute w tejze skale, glwonie na jej gornej czesci, ktorych z takich odleglosci sie nie zobaczy. To co zostaje to fundamenty budynkow umieszczonych wokol czesci religijnej, ktore nie robia wiekszego wrazenia... juz nawet pomijajac wspomniania z Machu Picchu czy Tiwanaku. Cale szczescie ze w cenie biletu wliczona jest wizyta w muzeum, ktore znajduje sie w miescie, poniewaz tam w czasie fiolmu mozna zobaczyc wspomniane wczesniej wzornictwo oraz poznac geneze tego miejsca, ktora przynaje jest dosc ciekawa. Jak juz napisalem miejsce to stanowilo punkt stycznosci 3 kultur - kultur poprzedzjacych czasy dominacji Inkow, pozniej Inkow oraz Hiszpanow, ktorzy zbudowali tam swoja twierdze - z tego tez pochodzi nazwa kompleksu ¨El Fuerte¨ - i na przyklad na Placu Trzech Kultur znajduje sie budynek z fundamentami pre-inkaskimi, nastepnie sa elementy inkaskie i na koniec mury zbudowane przez Hispzanow, ktorzy burzac budynki i stawiajac na ich fundamentach swoje budowle podkreslali kontrole nad danym miejscem. Ponadto przez wieki miejsce to bylo miejscem stycznosci miedzy plemionami zamieszkujacymi 3 najwazniejsze regiony Ameryki Poludniowej - Andy i Altiplano, dorzecza Amazonki oraz rowniny Chaco. Wiec jak widzicie miejsce z ogromnym potencjalem, ale jak tam bylem zupelnie tego nie poczulem w sumie mialem drogi spacer wokol skaly na szczycie jakiejs gory. Mysle ze lepiej pojsc do muzeum zanim odwiedzi sie ruiny - i taki byl moj plan ale przyjechalem w czasie siesty wiec wszystko bylo zamkniete - bo wtedy tez czlwoiek wie bardziej czego szukac i na co zwracac uwage a moze jest bardziej otwarty na magie (?) tego miejsca... ale ja mialem zbyt wielkie oczekiwania na zobaczenia nie-wiadomo-czego...

Ale tez w ogole zanim dotarlem do wspomnianego wyzej muzeum czekal mnie 10 kilometrowy spacer. I w sumie nie bylo to jakies wyzwanie gdyby nie fakt, ze... jestem soba. Czyli tak zdolny jak to tylko ja potrafie byc wybralem sie odwiedzac ruiny - wiedzac ze bede musial wracac pieszo - w japonkach, spodniach... bez pasku, bo w nim mam schowane pieniadze wiec nie chcialem ryzkowac, bez zadnej wody lub tez czegokolwiek do jedzenia. Oczywscie przed tym wszyskim w calym swym zakreceniu i kalkulowaniu stwierdzilem - jak zwykle - ¨o to bede sie martwil pozniej¨. Ale tak na dobra sprawe zawsze sam calkiem serio zastanawiam sie czy ja mysle ze takie problemy same sie rozwiaza za godzine, dwie, 2 dnia czy tydzien? Coz to chyba pozostanie tajemnica;) W kazdym badz razie mimo oczywstej glupoty specer byl bardzo pozytywny - jako ze wczesniej upelnilem sie pytajac sie paru osob czy taki pomysl jest bezpieczny - ze sluchawkami na uszach, calkowicie sam, mialem szanse napawac sie krajobrazami wokol - a Boliwia ma to do siebie, ze jest wrecz PRZEpelniona krajobrazami na ktore mozna siasc i sie gapic - oczywscie jesli akurat nie podskakiwalem na jednej nodze probujac pozbyc sie kamykow spod moich stop czy tez po raz tysieczny nie podwijalem spodni by nie szyraly po ziemi bo schudlo mi sie troche;). Oczywscie po 6 kilemetrach kiedy wreszcie wszedlem na glowna droge czulem sie troche odwodniony ale dobry humor mnie nie opuszczal i jakos doczlapalem do miasta - kolejne 3 kilometry. A wszystko to dla 3 dolarow...

... Wrobel, kiedy Ty sie wreszcie nauczysz?! ;))))

/Post Scriptum/
Stwierdzam juz oficjalnie ze podrozowanie w kierunku Santa Cruz mi nie sluzy! Tym razem na cale szczescie obylo sie bez kontorli anty-narkotykowych, burzy piaskowych wewnatrz samochodu czy wymuszajacych policjalntow, ale chlopiec jadacy na kolanach swojej mamy siedzacej na przednim siedzeniu zajal sie rozrywkowa czescia podrozy wymiotujac co chwila. W sumie trudno mu sie dziwic, bo droga wila sie niemilosiernie i byla to typowa boliwijska droga - taka przy ktorej nawet worclawska os grunwaldzka jest plaska i bez dziur;) - a po drugie ¨been there, done that¨ i to wielokrotnie - niektore przypadki ku mojej uciesze zachowaly sie w postaci NIESMIERTELNYCH anegdot rodzinnych;) - wiec kogo ja bede ocenial. Ale kwestia jest taka ze siedzialem za nimi i czesto lubie sobie otworzyc okno, poczuc wiatr we wlosach - Easy Rider pelna geba;). Tym razem skonczylo sie tylko na projekcji wymiotow na cale szczescie zamknietym przeze mnie wczesniej oknem i przykrym zapachem, ale jak to mowia moglo byc gorzej.... ZAZNACZNIE gorzej!
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (5)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
pograbisz
pograbisz - 2009-08-15 02:19
siema Mareczek, dzieki za maila! jak dotrzesz do rurre, koniecznie zahacz o pampe i stado kajmanow ;) pozdro!
 
 
sparrow
Marek Wrobel
zwiedził 5% świata (10 państw)
Zasoby: 59 wpisów59 6 komentarzy6 308 zdjęć308 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
22.06.2009 - 09.12.2009